Skromność to ten rodzaj dumy, który mało rzuca się w oczy.
Ten zasłyszany niegdyś tekst najlepiej opisuje osobowość Pana Artura
Karczmarka i dlatego właśnie ja piszę o Nim a nie On sam.
Zakładając swoją stronę internetową doszedł do wniosku, że lepiej będzie by
scharakteryzował Go ktoś, kto Go dobrze zna i padło na mnie.
Nie pamiętam Jego narodzin, ale dobrze znałem rodziców, mamę śpiewającą
we wszystkich siennickich zespołach i tatę malarza pokojowego, który na
życzenie zleceniodawczyni był w stanie przyozdobić odnawiane pomieszczenie
w najbardziej wymyślne, finezyjne wzorki.
Tak więc Pan Artur miał przekazany w genach niepokój twórczy. Szkoły
kończył takie na jakie było stać rodziców, czyli miejscowe i bynajmniej nie o
profilu artystycznym. Szkoła miała dać utrzymanie.
Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, na
południowym- wschodzie Lubelszczyzny, w najbiedniejszej części wtedy biednej
Polski, sprowadzał człowieka do parteru, do walki o przetrwanie. Mając żonę i
potomstwo trzeba było dodatkowo dbać o rodzinę. Niepokój twórczy podsuwał
różne hobby, a to akwarium - oczywiście projektowane i aranżowane tak by było
wyjątkowe, a to hodowla ptaków ozdobnych. Jednak to wszystko było
erzacem. Dopiero metaloplastyka pozwoliła na wyzwolenie, wręcz eksplozję talentu.
Latem około 2016 roku, wczesnym popołudniem, siedziałem pod lipą, koło
swojego domu i wtedy przyszedł do mnie Pan Artur z lampą wykonaną z rogów
dużego jelenia. Prosił o wykonanie fotografi, którą mógłby zamieścić w sieci
dla reklamy. Przyniosłem aparat fotograficzny, a kiedy chciałem przestawić
lampę, doznałem szoku. Rogi jelenia, które miałem za naturalne, wykonano z
metalu. Misterne uperlenie stanowiące o urodzie rogów, jaśniejsze końce
wycierane przy zdzieraniu scypuły, były odwzorowane w sposób doskonały.
Później było "drzewko szczęścia" jednometrowej wysokości, kasetka - kuferek,
beczułeczka o pojemności około jednego litra. Wszystko z metalu, przy
zachowaniu najmniejszych detali. Każdy kolejny przedmiot to pokaz kunsztu.
Jak każdy kto widział te dzieła, też chciałem mieć coś wyjątkowego, więc
zamówiłem uchwyt na flagę, bo to co jest w sprzedaży, czyli rurka
przyspawana a raczej przysmarkana do prostokątnej blaszki uważam za
synonim bylejakości. Sugerowałem jakieś winorośle z kilkoma listkami i
spiralnymi wąsami jako obejmę drzewca. Czekałem ponad rok może dwa
i wtedy zobaczyłem ogrodzenie z metalowych pnączy winorośli, z licznymi
gronami winogron. Ogrodzenie w formacie 3D- jak określił autor, czyli nie
płaskie, a składające się z dwu ażurowych, falistych powierzchni tworzonych
prrzez wyżej wzmiankowane winorośle. Było to osiem przęseł. Słupki oczywiście
uperlone, ozdobne, bramy z dodatkowymi liściopodobnymi płaszczyznami z
wzorkami wybitymi punktakiem podobne do tatuaży kobiet z etiopskiego
plemienia Karo. Setki godzin pracy przy realizacji wizji, z których każda jak
skocznia narciarska, stanowiła rozpęd do kolejnych etapów.
Każda kolejna realizacja to stopień wyżej. Baba Jaga, naturalnej wielkości,
trzymająca skrzynkę na listy, człowiek - sowa, sroka z numerem domu, grzybki
pajęczyny, to wszystko z metalu, stoi obok bramy, przy domu.
Kolejnym tworzywem stał się cement. Studnia z wałem, wiadro i na tyłach płot
z drewnianych dyli, "drewniana" furta wzmocniona "żelaznymi" sztabami.
To wszystko wygląda: mur na mur, "drewno" na drewno, "żelazo" na żelazo.
Teraz nasz artysta pracuje nad ozdobami na balkon córki. I znów będzie co
podziwiać.
Można mi zazdrościć, bo ja mam blisko do tej "galerii pod chmurką" i do
Pana Artura, z którym mogę porozmawiać.
Mirosław Ignacy Kaczor